WYSTAWA " 9 i ................"

Wystawa " 9 i ............." to seria zdjęć ciężarnej kobiety - tancerki. Modelką do tego tematu była tancerka Teatru Wielkiego w Warszawie Anna Lipczyk- Dąbrowska, solistka spektakli baletowych. Zdjęcia powstały w 2004 i 2005 roku. Chciałam uchwycić zmiany ciała, stany psychiczne w tym szczególnym momencie życia kobiety, tym bardziej kobiety - artystki, dla której ciało jest narzędziem pracy. Jest to trudny moment wyboru między tańcem a macierzyństwem.

Do prezentacji dołączony jest podkład muzyczno - dźwiękowy, którego autorem jest Marek Musioł, członek zespołu Rh+. W podkładzie, prócz wypowiedzi tancerki, wykorzystane są utwory z płyty ' Poems" tego zespołu.

Pierwsza wystawa odbyła się w Starej Galerii ZPAF w Warszawie w marcu 2005 r. Dalsze prezentacje były w latach 2005-2007 w Bukareszcie w Galerii UNA, w Instytucie Polskim w Budapeszcie, w Galerii Pakamera w Suwałkach, Galerii Sztuki Nowoczesnej we Włocławku oraz Pruszkowie.

ZATRZYMANA W TAŃCU

Ma silny, dźwięczny głos, który góruje nad jej filigranowym ciałem. Ogromne oczy podkreślone sztucznymi rzęsami, mocny róż na policzkach to atrybuty teatralne- dziś będzie tańczyć w "Spartakusie". Przed występem znajdzie czas, aby opowiedzieć mi o tym, jak musiała najpierw zwolnić, a potem zatrzymać się w tańcu, który był największą miłością jej życia.Przynajmniej tak jej się wydawało. Ania Lipczyk, solistka Teatru Wielkiego, tańczyła choreografie m.in: Ejfmana, Fodora, Grigorowicza. Królowa Kwiatów, Marina, Mirta, Milady, Antonina Milukowa - to były jej dzieci, jej przyjaciółki, jej świat. Nie opuszczała go nawet przy zajęciach domowych - przy sprzątaniu przeginała się w pas de bourree, do szafek sięgała na pointach. I kiedy teatralny lekarz potwierdził to, co przypuszczała, w pierwszym momencie wpadła w popłoch. Bała się zmian w swoim tak oswojonym, znajomym ciele. Bała się przerwy w tańcu i spodziewanego spadku formy. Bała się opuchniętej twarzy i brzucha, który zacznie gargantuicznie rosnąć i dominować nad jej wrodzoną kruchością. Ale po chwili przyszedł inny rodzaj lęku; lęku o tę drobną istotkę, która zamieszkała w niej na kilka miesięcy z góry wygrywając rywalizację ze skokami i pointami. Postanowiła swoje obawy podzielić z najważniejszymi osobami, które towarzyszyły jej w życiu i tańcu. Poszła do dyrektora Emila Wesołowskiego i powiedziała, że jest w ciąży. Dyrektor pogratulował jej i zapytał, co chciałaby jeszcze przez tych kilka tygodni zatańczyć. To była trudna rozmowa i jeszcze trudniejsza decyzja - brała odpowiedzialność nie tylko za siebie i swoje dziecko, ale i za spektakl. Zrezygnowała z "Jeziora Łabędziego" - za dużo skoków i point. Do premiery "Bajadery" też nie mogła dotrwać, choć obsadzono ją w głównej roli . To był jej wybór, bo lekarz nie postawił wyrażnych granic ani przeciwskazań medycznych - dopóki może, niech pracuje. Po raz ostatni stanęła na deskach w "Świętej Wiośnie" - spektaklu poetycko-baletowym jako żona Niżyńskiego, Romola. Ale była już kimś innym - bardziej dojrzała, odpowiedzialna i świadoma każdego mięśnia i ruchu, które dotąd były jej sprzymierzeńcami, teraz mogły ją zawieść. Nie mógł jej natomiast zawieść Andrzej - jej mąż. Tego dnia ugotowała garnek barszczu ukraińskiego, postawiła na stole świeczkę w kształcie serca i powiedziała o dziecku. Nie - o ciąży, lecz o dziecku. I o swoich obawach. I rolach, które być może nie zaczekają, bo żywot tancerki jest krótki jak żywot motyla.I tak samo barwny dla Ani, która w każdym spektaklu starała się być inna. A tu niełatwa do zaakceptowania przewidywalność kolejnych etapów zmian w ciele - do tej pory tak bardzo posłusznym i tak podporządkowanym jej emocjom. Radość z perspektywy narodzin dziecka dzielić jest prosto, z obawami naogół trzeba walczyć w pojedynkę. Postanowiła zapisać siebie w tym rozedrganiu, niepewności i zmieniającej się sylwetce. I to nie w pamiętniku, lecz w najtrwalszym portrecie uchwyconej chwili - na zdjęciach. Tak doszło do spotkania Ani Lipczyk - solistki baletnicy z Yolą Zuchniewicz - fotografem, absolwentką słynnego praskiego FAMu. Od początku ciąży Ania przychodziła na sesje do studia miesiąc po miesiącu, dokumentując rosnący brzuch, piersi i nabrzmiewającą twarz. Jej lęk stawał się bardziej oswojony i namacalny. Pozując do aktów oddawała swoje stany emocjonalne podobnie, jak w tańcu zmieniając role. Teraz kostiumem było jej ciało. Ale solistów była przecież dwójka. Dlatego umówiła się z Yolą także na dokumentację porodu.Niestety nie było tak, jak chciała, jak się umówiły - po kilkunastu godzinach próby naturalnego rozwiązania lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu. Igor ważył blisko 4 kilogramy, jakby wbrew naturalnej konstrukcji swej matki. Ania musiała zrobić kolejną przerwę w swym życiu - po tańcu i pamiętniku fotograficznym przyszedł czas zatrzymania w jakiejkolwiek aktywności fizycznej. A przybrała17 kilogramów, które trzeba było zrzucić. Po dwóch tygodniach od porodu pierwszy raz weszła z trudem po schodach. Po dwóch miesiącach zapisała się na siłownię i ćwiczenia rozciągające. Starała się na nowo okiełznać swoje ciało, wypróbować je, narzucić mu reżim. Karmiąc malutkiego Igora czuła się wciąż baletnicą - Panną Julią, Milady, Mariną. Liczyła na to, że taniec jej nie zostawi. Czuła się dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna, choć wcześniejsze lęki zastąpiła obawa o swoją sprawność. Kolejną sesję odbyły z Yolą trzy miesiące po porodzie. Uczestniczył w niej cierpliwie Igor. Ania patrzy z czułością na niego, rzadziej w obiektyw aparatu. Myśli o tym, że mogłaby zmienić zawód. Cena samorealizacji nie wydaje się jej teraz zbyt wysoka.Do tej pory myślała, że kluczem do wszystkiego w jej życiu jest balet. Teraz wie, że ten klucz jest gdzie indziej. Na kilku zdjęciach z maleńkim synkiem ma doklejone długie teatralne rzęsy. Jej spojrzenie nabiera głębi i dystansu. Dziewięć miesięcy i....? Powtarzała sobie, że nie ma takiej roli, w której ktoś jej nie zastąpi, ale w roli matki na pewno nikt. Mimo to tańczyła nad łóżeczkiem Igora, stawała na pointach, przeginała się - to było dla niej tak naturalne, jak naturalne stało się macierzyństwo. Ania Lipczyk powróciła do Teatru Wielkiego.

Małgorzata Raducha

Pokaż tekst Zwiń tekst